Tekst

wtorek, 13 czerwca 2017

Niania od zaraz [ 11/13 ]

A/N: chyba powinnam walnąć tu jakąś mowę przepraszającą Was za tak długie czekanie ಠ_ಠ Cholera, powinnam przepraszać na kolanach ;-; Mam nadzieje, że jeszcze ktoś to przeczyta i błagam nie mordujcie mnie bo zostały jeszcze dwa rozdziały! W tym rozdziale chyba mało yoonminów ale bywa... Miłego czytania!

beta: Abisuu


Niania od zaraz; rozdział 11

-Och.- Jimina stać było jedynie na ciche westchnienie, gdy tak stał i patrzyła na nagrobek. -Tego się nie spodziewałem.

-Ja... Pomyślałem, że powinieneś wiedzieć, jak najszybciej.- mruknął Yoongi, patrząc jak Soomin niepewnie podchodzi do nagrobka. -Uznałem, że to najlepsza pora.

-Więc... to ona, tak? Twoja żona?

-Nie, nie była moją żoną.- kręci głową. -Była przyjaciółką moją i Jina.

-Appa.- Somin pociągnęła Yoongi za płaszcz. - Mogę to tam położyć?- uniosła liście do góry i gestem brody wskazała kamień.

-Tak, kochanie.- odpowiedział. Nie spojrzał ponownie na Jimina zbierając się przez chwilę w sobie. - To bardzo dziwna historia.

-Nie mów jeśli nie chcesz.

-Muszę ją opowiedzieć, bo nigdy się z tego błędnego koła nie uwolnię.

-Wiesz.. domyślałem się, że Soomin nie została adoptowana. Jest zbyt podobną do ciebie, a ty przecież nie mógłbyś jej urodzić.

-Twoja dedukcja czasami sprawia, że jestem zawstydzony.

-Chociaż, kto tam to wie....Może wcześniej byłeś kobietą?

Suga wzdrygnął się nieznacznie.

-Nie, definitywnie nie.

-Naprawdę nie musisz mi nic mówić, przecież ja też nie dałem ci sprawozdania z mojego życia.

-To jest coś co powinieneś, wręcz musisz wiedzieć. Gramy w otwarte karty.

-No dobrze.- mówi w końcu przekonany.

-Tak naprawdę nazywała się Sohyun, tylko ja i Jin mówiliśmy do niej Anma. Przezwisko było zupełnie przypadkowe, nie ma więc tu żadnego drugiego dna. Poznaliśmy się w szkole, albo raczej przed nią. Wjechaliśmy w siebie rowerami pierwszego dnia szkoły.

-Ciekawie się zaczyna.- parsknął cicho.

-Zabawnie, to dobre słowo.- odpowiedział szybko. -Potem jakoś tak się stało, że się zaprzyjaźniliśmy. Seokjin miał wymagających rodziców, o moich już wiesz, z kolei Anma miała normalną rodzinę. Standardowy kształt rodziny. Z czasem nie tylko siedzieliśmy razem na szkolnych korytarzach i rozmawialiśmy, ale i zaczęliśmy wychodzić razem na miasto. Byliśmy nastolatkami i poznawaliśmy ten świat razem. Mieliśmy jakąś taką niepisaną zasadę, że zawsze jesteśmy we troje. Ponoć to jakaś magiczna liczba.- sprostował patrząc nie na Jimin tylko na Soomin, która grzebała kijkiem w piasku. - W końcu postanowiliśmy, że zamieszkały razem. Wynajęliśmy jakieś malutkie mieszkanko i tam gnieździliśmy się przez prawie dwa lata. Miej więcej od tego czasu, kiedy razem zamieszkaliśmy, zaczęliśmy się w niej zakochiwać. Wtedy myślałem, że to tylko ja, że zaraz zniszczę to, co udało nam się zbudować.

-Tylko, że potem okazało się, że to nie tylko ty.

-Dokładnie.-przytaknął. -Jin też się w niej zakochał. Potem stopniowo wszystko się sypało. A perspektywy widzę, że był to naprawdę mroczny czas i ile błędów popełniłem. Wiesz... ona... Sohyun nie była święta. Co prawda tak ją właśnie widzieliśmy, aż do jej śmierci. Tylko, że potem, kiedy byłem strasznie smutny, zdałem sobie sprawę, że ona się nami bawiła. To była dla niej zabawa, przynajmniej przez większość czasu. Robiła z nami co chciała. Kiedy widziała, że mam problemy z alkoholem, to zamiast pomóc spychała mnie w nałóg jeszcze głębiej. Seokjina tak samo; byliśmy marionetkami.

-A ona po prostu zniknęła.

-Byłem wtedy tak wściekły, ale miałem też dziecko na głowie.

-Właściwie jak to się stało...

-Że Soomin wylądowała u mnie?- domyślił się. -Anma była raczej drobna i przez długi czas ukrywała to przed nami, aż Jin nie znalazł testy ciążowego. Pozytywnego. Spaliśmy ze sobą tylko raz. Tyle jestem pewny, bo nigdy nie weszliśmy na taki poziom relacji. Ten jeden jedyny raz był po pijaku. Pamiętam tylko, że leżeliśmy we trójkę i nic więcej. Nawet nie wiedzieliśmy, który z nią spał. Nic nie wiedzieliśmy, a ona milczała. Soomin wywalczyłem w sądzie. Wtedy chciałem mieć tę namiastkę Anmy dla siebie.

-Powiesz jej kiedyś o tym?

-Soomin? Kiedyś na pewno, ale nie wiem kiedy... to stresujące.- wyznał. -Więc... co o tym sądzisz?

-To jest chyba w porządku. Było minęło, prawda?- spojrzał mi w oczy. -Nie wiem, czy będę potrafił ci ją zastąpić..

-Nie chcę tego.

-Więc wszystko na razie jest w porządku. Tylko daj mi kilka dni, okej? Na sprawienie tego wszystkiego.

-Mam spać na kanapie?

-No co ty? Do kogo niby będę się przytulał?!- udawał oburzenie, ale uśmiechnął się widząc, jak oczy Sugi iskrzą się ze szczęścia.

$$$

Hoseok leżał na łóżku z poduszką pod głową. Był późny, zimowy ranek i niespecjalnie chciało mu się wstawać. Jego zmiana zaczynała się po południu, a mroźna pogoda za oknem nie sprzyjała szybkiemu i wczesnemu wstawaniu z łóżka. Namjoon od co najmniej godziny był już w pracy i zapewne męczył się nad stosami papierów. Yoongi nie odpuszczał mu, ale czarnowłosy przypuszczał, że to z powodu stresu w sprawie Jin'a. Ostatnio dużo rzeczy w życiu Sugi było sterujących, to nowy pokaz, to kłótnia z zarządem, to rocznica, to Jimin.

No właśnie, Jimin.... Jedno słowo, a Min'owi odbierał wszelki rozum. Ten chłopak był zarówno źródłem stresu, jak i szczęścia dla jego przyjaciela. Choć tego drugiego było znacznie więcej. Park był dziwną postacią. Jakby zlepioną z kilku naprędce zebranych cech, i to klejem nie najlepszej jakości. Został za to obwiązany dookoła sznurkiem, żeby jakimś cudem to wszystko się utrzymało. Czy Suga powstrzymał ten sznurek przed rozwiązaniem się? Może, ale na pewno Jimin sprawił, że na twarzy Min'a znacznie częściej pojawiał się ten specyficzny uśmiech. Takim uśmiechem nie obdarzał każdego, sam Hoseok widział go tylko parę razy, jak Yoongi uśmiechał się tak do Anmy. Uśmiech mający w sobie wiele różnych uczuć, podobny do tego którym obdarzył swoją córkę Soomin, ale z nutką czego jeszcze. Pożądania? Zapewne tak, ale trudno stwierdzić, gdy nie wiedziało się tego zjawiska za często. Może czarnowłosemu uda się jeszcze w przyszłości przestudiować ten uśmiech? Będzie musiał podziękować Jiminowi.

Jednak to potem. Jak już wszystko względnie się ułoży.

Obrócił się na drugi bok i przychylił się mocniej do poduszki. Ta pachnęła jeszcze Namjoonem, więc bezwstydnie zaciągnął się jego zapachem. Jego chłopak zazwyczaj pachniał całkiem dobrze. Chyba, że przesiadywał godzinami w biurze, gdzie sprzątaczki rozpylały mdlący, kwiatowy odświeżacz. Aż wstrząsnęło nim na wspomnienia tak obrzydliwej woni. Na szczęście Namjoon bardzo dobrze wiedział o jego awersji do tego typu zapachów i zawsze po powrocie z pracy szedł pod prysznic. Bogu dzięki, bo Hoseok nie wysiedziałby z nim w jednym pomieszczeniu.

Po dłuższej chwili leżenia bezczynnie usłyszał, jak jego telefon się rozdzwonił. Leżał jeszcze udając, że nic nie słyszy, ale potem podniósł się do góry. Chwycił go z szafki nocnej i odebrał.

-Słucham?

-Hoseok?

-Mama?- rozbudził się automatycznie. -Coś się stało? Z tatą wszystko w porządku?

-Lepiej by było, gdybyś tu przyjechał.- odpowiedziała delikatnie. -Tata.. nie żyje.

$$$

Jimin był w rozsypce. Wiele różnych myśli obijało się o wnętrze jego czaszki, raniąc go ostrymi kątami i powodując tym migrenę. Zwykły szum jezdni sprawiał, że huczało mu w głowie, jak podczas legendarnego pierwszego razu,gdy pół wódkę. Z tamtej nocy, albo dnia, bo naprawdę nikt nie umiał mu dokładnie tego opowiedzieć, nic nie pozostało mu w pamięci. Obudził się po prostu pewnego razu z ogromnym kacem nie mając pojęcia gdzie się znajduje i jak właściwie ma na imię. To był identyczny ból. Chłopak skrzywił się i jeszcze bardziej naciągnął kołdrę na głowę.

Spanie z Yoonginem w jednym łóżku nie było jakoś specjalnie złe. Przynajmniej jeszcze wczoraj. Teraz Jimin bał się niemal oddychać i nie był pewny, czy nie wyskoczyć przez okno. Choć nie rozumiał sam siebie, bo naprawdę nie był zły, czy obrażony na Min'a. Miał w sercu jakieś dziwne uczucie, takie które czuł po raz pierwszy w swoim życiu i jeszcze nie umiał go nazwać. Ale młodemu tacie zdawało się to nie przeszkadzać, albo przynajmniej Suga dobrze udawał i dał mu dużo swobody, nie wydziwiając przy tym. Może miał wprawę.

Jęknął cierpiętniczo załamany swoim własnym niezdecydowaniem i emocjonalnymi problemami. Nie sądził, że mając tyle lat ma się jeszcze mieć takie problemy. Obrócił swoje ciało w stronę ściany, twarzą do pleców Min'a, aby przesunąć się do niego bliżej. Zetknął swoją klatkę piersiową z jego plecami, a po namyśle przerzucił jedną ze swoich nóg, przez te należące do drugiego mężczyzny. Ten dalej spokojnie oddychał, zdając się zwyczajnie spać.

-Gdyby teraz był tu Tae, przywaliłby mi czymś ciężkim w twarz.- wtulił twarz w jego szyję.

-Ale go tu nie ma, więc przestań gadać i śpij.- wymruczał Yoongi sennie.

Jimin parsknął tylko śmiechem, ale nic więcej już nie powiedział. Przecież niewyspany tata, to zły ojciec. Prawda?

$$$

W innym wszechświecie, lub w innym wymiarze, Namjoon mógł być kimś zupełnie odwrotnym
niż jest teraz. Mógłby być superbohaterem - latającym po niebie i ratującym świat. Mógłby mieć dwie pary rąk, i dwie pary oczu, był by krzyżówką pająka, i człowieka. Mógłby być niewidzialny, przenikałby wtedy przez ściany i straszył ludzi. Innym razem mógłby być drzewem, albo kotem. Słowem wyjaśnienia - mógłby być kim tylko zapragnie.

Gdzieś tam w innej galaktyce, odległej o tysiące lat świetlnych, mógł istnieć jakiś jego brat bliźniak, który, załóżmy – był jego całkowitym przeciwieństwem. Nie był mężczyzną tylko kobietą, zamiast w biurze pracował w kwiaciarni. Umawiałby się już nie z chłopakiem, a dziewczyną. Siostra Junga byłaby za to przedstawicielem płci rzekomo brzydkiej i może by żyła.

Taki świat mógłby spodobać się Hoseokowi. Ale czy podobałby się jemu? Jakkolwiek źle to brzmiało, gdyby nie śmierć dziewczyny nigdy by się nie spotkali. Jednak jeśli w tamtym świecie Hoseok miał być bardziej szczęśliwy niż tutaj - był gotowy go tam wysłać. Czy to była już oznaka totalnego zakochania? Jego matka powtarzała zawsze, że jeśli kogoś kocha to ma o niego wiecznie walczyć, ale ojciec twierdził, że jeśli kogoś naprawdę się kocha, trzeba mu czasem pozwolić odejść. Gdyby wiecznie walczył Hoseok stałby się dla niego zwykłym przedmiotem. Tak, wersja jego ojca była zdecydowanie lepsza.

Podpisał ostatni dokument, odłożył długopis i rozprostował nogi. Praca dłużyła mu się niemiłosiernie.

-Yoongi cię przycisnął?- do pomieszczenia weszła Jirin z idealnie związanymi włosami w koka.

-Trochę.- przyznał zwracając uwagę na strój dziewczyny.

Miała na sobie dopasowany żakiet, białą sukienkę w czarne kwiaty ze kolana i buty na koturnie. Wyglądała naprawdę dobrze, choć nie codziennie można było zobaczyć ja w sukienkach. Wolała spodnie, pasowały zresztą do jej charakteru, ale Namjoon byłby kłamcą mówiąc, że ma brzydkie nogi. Były... idealne do krótkich spódniczek. Nie dało się tego nie zauważyć.

-Mam do ciebie pytanie. Masz chwilę?

Uniósł brwi, ale przytaknął głową. Usiadła naprzeciwko niego na krześle. Odłożyła swoją teczkę i zaplotła palce na kolanie.

-Potrzebuję twojej rady.

-W sprawie?

-Co kupiłeś Hoseokowi na pierwszą randkę?

-Coo?- był zbity z tropu. -Możesz powtórzyć?

- Spytałam.Co.Kupiłeś.Hoseokowi.Na.Pierwszą.Randkę.

-Och. - był w szoku. -Chyba kwiaty? Nieee.... Czekaj! Już wiem, kupiłem mu ciastko w kształcie kumamona i smoothie jagodowo-arbuzowe. Jego ulubione.

-Okej. Czyli to nie muszą być kwiaty?- upewniała się.

-Nie, no co ty. Przecież nie każdy lubi kwiaty.

-I myślisz, żeby kupić coś, co lubi ta osoba?

-Jirin. Czy ty się denerwujesz?- spytał spadając prosto. -Wszystko w porządku.

-Tak. Albo nie.- zawiesiła ramiona poddana patrząc się na niego dziwnie. -Ostatni raz na randce byłam prawie dziesięć lat temu, a kolejną mam jutro.

-Widzę, że boli cię mówienie mi o tym.

-Zamknij się.- mruknęła.

-Kto to jest? Znam tą osobę?

-Nie, chociaż może kiedyś ją widziałeś. To Hekoni... z nocnej zmiany. - dodała po namyśle.

Namjoon wiedział co znaczy nocna zmiana. Bardzo często, no niemal zawsze, oznaczało to pracę sprzątaczki. Był to pewnego rodzaju slang, który pozwalał na pewną swobodę osobą, które wstydziły się swojej pracy.

-Jak ją poznałaś?

-Zostawiła mi na biurku karteczkę, a potem jakoś poszło.- wzruszyła ramionami zbywając to trochę.

-Mhhm. Ciekawie.- przyznał. -W takim razie kup jej coś co lubi, ale lepiej żeby było to coś małego bądź, coś co może wykorzystać.

-Dzięki za radę.- uśmiechnęła się szczerze sięgając po swoją teczkę. -Ale spróbuj o tym komuś powiedzieć, a zginiesz jeszcze tego samego dnia.-zagroziła mówiąc, jak najbardziej poważnie.

-Nikomu nic nie powiem.- uniósł ręce w geście obronnym. -Czy kiedyś wygrałem jakiś twój sekret?

-Nie, i zastanawiam się czy to przez groźby, czy naprawdę jesteś miły.

-W tej branży niczego nie można być pewnym.

-Dokładnie.- posłała mu całusa i wymaszerowała z jego biura raźnym krokiem.

-Gdybym miał wyglądać wszystkie twoje sekrety, to Yoongi cały czas chodziłby z buzią szeroko otwartą ze zdziwienia.- pokręcił głową z rozbawieniem i na nowo powrócił do pracy.

Zapowiadał się naprawdę długi dzień.

"""

Jungkook miał niemrawą minę, garbił się też trochę, ale to akurat było u niego normalne. Kiedy rysował pochylał się niemal do samego blatu biurka i Jimin poważnie zaczynał się bać o jego kręgosłup. Pytał się go nawet o to, czy nie ma problemów, że wzrokiem. Ponoć nie miał, ale z tym dzieciakom nigdy nic nie było wiadomo.

- Więc mówisz, że ten facet miał żonę?- Jungkook unosi brew.

- Dziewczynę.- prostuje Jimin wywracając oczami na konsternacje chłopaka. - No co?

- To trochę podejrzane. Jesteś pewien, że już na stałe przerzucił się na chłopaków?

- Jungkook.- ostrzegł go.

- Ja tu się martwię o ciebie. Poczekaj. - rzucił szybko widząc, jak Jimin otwiera usta. -Serio się martwię. Jesteś pewny, że naprawdę cię kocha, i że w pewnym momencie nie spodoba mu się jakaś kobieta? Wiesz, że jeśli to się stanie, to nie będziesz mógł z nią konkurować w żaden sposób.

-Wiem.- wzdycha. -Nie sądzę jednak, żeby to się stało. On.... szuka kogoś już na stałe. Takie przynajmniej mam wrażenie.

-Nawet Tae wie, jak łatwo przywiązujesz się do ludzi. Nie chcemy po prostu, abyś cierpiał.- zamieszał łyżką w swojej kawie. -Chcemy żebyś był szczęśliwy, ale jeżeli coś by się stało, to wiec, że zawsze służę ci ramieniem.

-Dzięki, ale nie zamierzam płakać.

-Okej.

Zamilkli na chwilę, aby wypić swoje napoje choć trochę zanim wystygną zupełnie.

-Wpadniesz do nas w weekend? Moglibyśmy zrobić sobie wieczór filmowy, albo coś w tym stylu..- zagaił niepewnie młodszy.

-Jasne. Dawno nie robiliśmy takich rzeczy.

-Od kiedy straciłeś głowę dla pewnego faceta.- wywraca oczami.

-Zazdrosny?- parska.

-Momentami tak.

Jimin jest zdziwiony, ale to może trochę tłumaczyć, dlaczego Kook tak po prostu zgodził się z nim spotkać, pomimo nowo zaczętego projektu. Chłopak nigdy tego nie robił, zamykał się na trzy spusty w domu i udawał, że go nie ma. Wcześniej zupełnie o tym nie pomyślał. Może faktycznie ostatnio przestał zwracać uwagę na swoich przyjaciół?

-Przepraszam, głupio wyszło.

-Trochę.- przyznaje. -Ale nie martw się, Tae powiedział, że ci wybaczy! Ja też, ale dopiero po kilku miskach makaronu.

-Cokolwiek dzieciaku, cokolwiek.- uśmiechnął się.

Z Jungkookiem nigdy nie można było się nudzić.

///

Hoseok dławił się powietrzem, wpadając w stan, który potocznie zwie się hiperwentylacją. Czuł na swoim ramieniu, niemal stalowy, uścisk dłoni swojej matki, jakby ta zaraz miała zemdleć i tylko to powstrzymywało ją od upadku. Lekarze wyszli zostawiając ich samych z faktem dokonanym. Kolejna osoba w jego rodzinie zmarła przedwcześnie. Dla chłopaka był to niczym kiepski żart. Ktoś uwziął się na jego rodzinie, jakiś bóg czy ktokolwiek tam u góry był. Najpierw jego siostra, a teraz i ojciec. Czy dzisiejszego dnia mógł usłyszeć jeszcze gorsze wieści?!

Schował twarz w dłoniach próbując złapać oddech. Łzy cieknące z oczu nie ułatwiały mu tego zadania, tak samo jak trzęsące się ciało i dłoń matki. Czuł się przytłoczony. Zupełnie jakby leżał pod stertą kamieni.

-Hoseok....

-Moment.- wysapał w ręce. -Przepraszam. Już zaraz...

-M..m..musimy stąd iść. To..to bardzo niezdrowo tak tu siedzieć.- wyczerpała kobieta.

-Tak, dobrze.- przytaknął.

Ale żadne z nich nie ruszyło się z miejsca jeszcze przez wiele minut. Wygonił ich dopiero lekarz, który zaniepokojony ich stanem postanowił zareagować. Hoseok wylądował na korytarzu z kubkiem herbaty, w ramionach matki i łzami płynącymi po policzkach. On również jedną ze swoich rąk przytulał ją do siebie. Dziwił się tylko, że nie płakała.

-Będziesz musiał pomóc mi z pogrzebem.

-Nie.- zaprzeczył szybko, zamykając oczy. -Nie mówmy o tym teraz.

-Hoseok..

-Błagam mamo.- zajęczał wręcz. -To za wcześnie.. ja... potem, pomogę, ale teraz...

-Będzie w porządku kochanie.- pogłaskała go po włosach.

-Tata też tak mówił, gdy... gdy siostra odeszła. I co? Teraz on leży w kostnicy.- słowa ledwie przechodziły przez jego gardło. -Nie mów mi tylko, że ty też...- wybałuszył oczy odwracając się w jej stronę.

-Nie, skarbie. Robiłam ostatnio badania. Wszystko jest w normie.

Nie odpowiedział tylko objął ją mocniej.

-Zadzwoń do Namjoona.

-Później.



//

Namjoon nie biegł. Szedł szybko, niemal przywracając się o własne nogi, ale nie, nie biegł. Jego destrukcyjna strona osobowości i tak powodowała wiele wypadków, więc wolał nie biec. Jeszcze spowodowałby jakiś wypadek, a nie chciał do szpitala jechać na sygnale.

Wyminął kobietę idącą z dzieckiem za rękę i wypadł jak burza zza rogu. Potrącił lekarza, ale ten dzięki bogu zachował równowagę i tylko skarcił go spojrzeniem. Matkę Hoseoka zobaczył jako pierwszą. Siedziała lekko zgarbiona ściskając w dłoni papierowy kubeczek. Obok na krześle leżał taki sam. Zdyszany zatrzymał się przy niej.

-Dzień dobry, Namjoon. -spojrzała na niego. -Hoseok jest w łazience. Chciał się trochę odświeżyć.

-Dzień dobry.- przywitał się. -Poczekam tu na niego.

Usiadł obok niej i przytulił ją. Kobieta odwzajemniła uścisk.

- On... jest mu bardzo ciężko. Wiesz jak on to znosi.- powiedziała cicho. -Boję się o niego.- przyznała.

- Zajmę się nim, spokojnie.-zapewnił ją. -Tylko.. ma pani kogoś jeszcze? Kto zajmie się panią?

-Tak, moja siostra już tu jedzie. Będę mogła u niej chwilę pomieszkać.

-Jeśli sytuacja się zmieni proszę do mnie śmiało dzwonić. Pomożemy pani.

-Jesteś złotym chłopcem.- westchnęła klepiąc go po kolanie. -Dziękuję.

Namjoon chciał powiedzieć coś jeszcze, ale rozmyślił się w ostatniej chwili. Po chwili w zasięgu ich wzroku pojawił Hoseok. Wyglądał jak kupka nieszczęścia. Włosy miał zmierzwione, oczy zaczerwienione, tak samo jak policzki. Był trochę zgarbiony i szedł jakoś tak... niepewnie? Uniósł głowę do góry i westchnął głośno. Namjoon zaraz pojawił się przy nim przytulając go mocno.

-Hej kochanie.- mruknął mu do ucha. – Jestem tu.

-Dziękuję.- wyszeptał w jego ramię.

$$$

Park był naprawdę zdziwiony, gdy Suga tuż po powrocie do domu zamknął go w swoich objęciach. Soomin siedziała w swoim pokoju bawiąc się głośno misiami, więc Jimin niepewnie oddał uścisk.

-Stało się coś?- spytał zaraz po tym, jak tylko ręce Min'a zniknęły z jego ciała.

-Tata Hoseoka nie żyje.

-Tata.. co?! Jezusie, co się stało?- ledwo powstrzymał się od krzyczenia, zrobił to tylko ze względu na Soomin.

-Chorował. Ostatnio czuł się gorzej ale.. Jung miał nadzieję...

-Zrozumiałe.- pokiwał głową. -Jak się trzyma?

-Nie wiem. Zadzwonił do Namjoona, a ten przyleciał do mnie mówiąc, że koniecznie musi się zwolnić. I tak bym pozwolił mu iść, ale napomknął co nieco..

-Musi teraz wspierać swojego chłopaka. To trudne chwile.

-Powiesz Soomin?

-Nie, i tak nie znała jego taty. Na pogrzeb nie pójdzie. Jest za mała.

-Rozumiem. A ty go znałeś?

-Trochę.- przyznał po chwili. -Swojego czasu spałem w domu Hoseoka. Był specyficzną osobą, ale wyrozumiałą. Zawsze pomagał innym, oczywiście w miarę możliwości..

-Dobrzy ludzie zawsze odchodzą jako pierwsi.- westchnął. -Zrobić ci coś do picia?

-Herbatę jakbyś mógł.

Yoongi w tym czasie podszedł przywitać się z córką. Soomin z radością skończyła mu na szyję śmiejąc się przy tym.

Park zalał kubek herbaty leżący na blacie i zabierając go ze sobą usiadł na kanapie. Poczuł jak coś uwiera go w pośladek i wyciągnął z spod niego małego konika. Jedną z zabawek Soomin. Odłożył go na oparcie kanapy. Zaraz po tym tuż obok niego usiadł Suga. Przejął od niego kubek i wziął łyka.

-Dzięki. Oglądamy coś?

-A Soomin?

-Zaraz tu przyleci. Powiedziała, że musi zabrać ze sobą kredki i coś jeszcze.- patrzył przez chwilę na ciemny płyn w porcelanie. -Jak się czujesz?

-W porządku. Znaczy...- szukał przez chwilę w głowie odpowiednich słów. - Przemyślałem wszystko jeszcze raz i wciąż nie potrafię się na ciebie gniewać, albo coś w tym stylu. Spotkałem się nawet z Kookiem, wiesz ten od Marvela i nawet jego wątpliwości nie zmieniły mojego zdania.

-A jakie jest twoje zdanie?

-To wszystko..- zrobił bliżej nieokreślony ruch ręką. -Jest w porządku. Może trochę się pospieszyliśmy, ale błędy zdarzają się każdemu, bo nie?

Suga przytaknął.

-Ja dalej chcę próbować, jeśli ty także.

-No to jest nas dwóch.- uśmiechnął się delikatnie. -Myślisz, że mogę cię objąć?

-Trzy razy na tak.- odpowiedział mu nie tylko słowem, ale i uśmiechem.

Yoongi nie wahał się już więcej i objął go lewą ręką w pasie, tym samym przyciągając do siebie. Soomin przyszła po jakimś czasie z flamastrami i rozłożyła się na dywanie.

-Obejrzymy bajki?- spytała z nadzieją w głosie.

-Co ty na to?- Jimin spojrzał się na Min'a.

-Jak najbardziej.

Soomin była prze szczęśliwa.

Niania od zaraz [ 10/13 ]

A/N: wybaczcie, że za pierwszym razem gdy to publikowałam słowa były połączone ;-; Teraz mam nadzieję, że już będzie okej. W komentarzach piszcie, czy nie chcielibyście kliku faktów o tym ff. Miłego czytania!

beta: Abisuu

∞ 

Mięso na patelni skwierczało wesoło, gdy Jimin przewracał je na drugą stronę. Soomin dalej szukała odpowiedniej przyprawy, a z telewizji mówił do nich nikt inny jak Iron Man. Tak, w tle leciało Avengers, na którego oglądanie uparła się siedmiolatka. Siedziała na wysokim krześle wpatrując się w telewizor i udawała, że pomaga mężczyźnie cytując przy tym wypowiedzi Kapitana Ameryki.

-Widzę wielka fanka.- powiedział, gdy Soomin wreszcie odnalazł przyprawę. Wziął ją od niej i przyprawił mięso. - Ja tam osobiście wolę Lokiego, ma ciekawszy charakter.

-Ale Kapitan ma fajniejszy tyłek.- powiedziała Soomin z miną znawcy.

-Zgadzam się.. ale czekaj..-obrócił się nagle w jej stronę zszokowany -Ty masz siedem lat!

-No bo to tata tak mówi. - wytłumaczyła sięgając po płatki.-Powtarzam tylko to co powiedział. Oh, i za tydzień będę miała już osiem lat.

-Masz urodziny?- zainteresował się puszczając poprzednią uwagę w niepamięć. -Który to będzie dzień?

-Trzynasty listopada.

-W tym roku to chyba piątek.- zmarszczył brwi. -Będziemy je musieli obchodzić dzień później.

-Nie, dla nas to nie jest pechowy dzień.

-Zrobimy więc tak, jak będziesz chciała.- poczochrał jej włosy i wrócił do gotowania.

Natasha Romanoff była właśnie w trakcie epickiej bójki z robotami Ultrona, gdy drzwi łazienki otworzyły się. Yoongi w krótkich szortach i mokrej bluzce przecierał włosy ręcznikiem idąc w ich stronę. Jimin nie był w stanie się oprzeć i kątem oka obserwował jego blade nogi. Przez łydkę mężczyzny przechodziła już wyblakła blizna, którą nabył jeszcze w dzieciństwie. Tak mówił , a Jimin nawet nie myślał o tym, że może to być kłamstwo.

Wyłączył kuchenkę i przestawił patelnie na drewnianą podkładkę. Następnie położył ją na stole. Wyjął jeszcze karton soku z lodówki i usiadł przy stole.

-Hej- przywitał się nieśmiało z mężczyzną, gdy ten wszedł do kuchni. -Zjesz ryż z kawałkami kurczaka, prawda?

-Jasne.-przytaknął przewieszając ręcznik przez oparcie krzesła i samemu siadając. -Zjem wszystko co zrobisz.

Korzystając z okazji, gdy Soomin jako pierwsza rzuciła się na jedzenie, Yoongi odchylił się w bok i biorąc brodę Parka w dłoń ucałował go lekko w usta. Wrócił z niewinnym uśmiechem na swoje miejsce i zabrał się za jedzenie.

-Ekhem.-odchrząknął Jimin po tym niespodziewanym pocałunku i zaczerwienił się aż po uszy. -Masz jakieś plany na dzisiaj?

-Tak. Niedługo muszę wyjść coś załatwić, ale potem zabieram was na spacer do lasu.

-Yeah!-krzyczenie z pełną buzią jedzenia nie było najlepszym pomysłem Soomin, szczególnie mocno odczuł to Jimin.

-Niedawno się myłem.- udawał nadąsanego zbierając z twarzy ryż.

-Przepraszam.-dziewczynka spuściła głowę.

-Nic się nie stało. Mam przynajmniej więcej ryżu do jedzenia.-wzruszył ramionami patrząc jak Soomin na nowo się uśmiecha.

Yoongi cicho się zaśmiał.

-A ty tak nie chichocz, bo zaraz sam będziesz cały w ryżu.

-Groźby są karalne.- pokazał mu język, ale na wszelki wypadek odsunął się na krześle w bok. Jimin parsknął na to śmiechem.

-Tatooo, lubisz Czarną Wdowę?

-Tak, czemu pytasz?

-Tak sobie.- Soomin wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia oglądając Avengers.

Gdzieś w tle Yoongi i Jimin wymienili między sobą serie pocałunków, delikatnych jak motyle. Soomin udawała, że nic nie widzi.


Parcie do przodu przez życie bywa trudne, szczególnie jeśli wciąż patrzy się wstecz. Robimy to ciągle, nawet nieświadomie, uwięzieni w łańcuchach przeszłości. Podjętych i niepodjętych decyzji, słów, które powiedzieliśmy i tych, których nie byliśmy wstanie wypowiedzieć. Tysiące chwil, które przeżyliśmy z kimś kto znaczył dla nas więcej niż cały świat razem wzięty. Jeśli się uwolni z więzów będzie się motylem, któremu w końcu dane było polatać. Pamiętajmy tylko o tym, że motyle żyją jeden dzień.

Yoongi wiedział to wszystko i fakt, że zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę stawiał go wyżej w ludzkiej hierarchi. Przeszłość jednak zawsze komplikowała przyszłość i oszukiwanie siebie nie miało żadnego sensu. Męczenie się z Seokjinem także. Mógł to wszystko odwlekać latami, ale jeśli chciał związać się na stałe z Jiminem, co oczywiście chciał zrobić, czas naglił bardziej niż kiedykolwiek.
Yoongin nie mógł, wręcz nie miał siły, aby dalej ciągnąć tą bezsensowną sprawę. Soomin była jego.

Teczka w jego dłoni zdawała się ściągać go w dół. Przez kilka pięter, aż na parter albo i głębiej. Ale nie było sensu odwlekać tego w nieskończoność. Zapukał energicznie do drzwi i przestąpił z nogi na nogę. Namjoon pożegnał się z nim jeszcze przed blokiem, klepiąc pocieszająco po plecach i zapewniając, że będzie czekał na niego w samochodzie. Uśmiechał się przepraszająco.

-Słucham?- Seokjin miał przekrzywione lekko okulary, ale widząc kto stoi za drzwiami poprawił je natychmiast.

-Mamy kilka spraw do wyjaśnienia.- Yoongi postanowił zacząć prosto z mostu.

-Wątpię.- brunet sarknął zamykając drzwi.

-Nie uciekaj tak jak wtedy.- wcisnął stopę między drzwi, a framugę. - Pokaż wreszcie, że zasługujesz na miłość Anmy.

-Co ty możesz wiedzieć.- prychnął mężczyzna, ale odszedł od drzwi, robiąc tym samym przejście dla Mina.

-Mogę.Wiem wystarczająco, bo czyż Soomin to nie owoc naszej miłości?

-Ona nie jest twoja!- Jin postrzegany był zawsze jako niesamowicie łagodna osoba, która nie potrafiłaby skrzywdzić muchy, a co dopiero unieść głos. Problem polegał na tym, że mężczyzna bardzo dobrze umiał przeklinać, co najmniej w sześciu językach świata, a i często krzyczał, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

-Jest moja.- odparował z mocą w głosie Yoongi. - Wszystko masz tutaj. Czytaj i niech wreszcie dotrze do ciebie prawda.

Jin niemal rozrywa teczkę, próbując ją otworzyć. Wygląda jakby się spieszył, jakby zaraz miał nastąpić koniec świata, ale Min z doświadczenia wie, że ten po prostu ma ochotę rzucić się na niego i ładnie mówiąc - przemeblować mu twarz. Poprawia zsuwające się okulary i przelatuje wzrokiem po tekście czytając z prędkością światła. Prychał przy tym i mielił słowa niewyraźnie pod nosem, aż nie natrafia na najistotniejszy fragment dokumentu. Momentalnie zamilkł, a jego twarz zdawała się być ciosana w kamieniu.

Yoongi stukał niecierpliwie w listwę krzesła. Zastanawiał się jak bardzo zraniony jest teraz Seokjin i czy zaraz nie zacznie na niego krzyczeć.

-Wyjdź stąd.- jego głos był matowy i Mina przeszył nieprzyjemny dreszcz.

-Nie, musimy w końcu porozmawiać Jin.- zaprzeczył.

-Teraz tym bardziej nie mamy o czym.- to miało być warknięcie, jednak nie wyszło, a przynajmniej dla Yoongi brzmiało ono nad wyraz żałośnie.

-Anma zostawiła nas obu. Z mętlikiem w głowie i burzą uczuć. Obciążyła nas obu.

-Ciebie, skoro to naprawdę twoja córka.

-Skłóciła nas.- pokręcił głową. -Może zrobiła to specjalnie, nie wiem. Wiem jednak, że oboje kochaliśmy ją do szaleństwa i jeśli tylko by chciała to okradlibyśmy dla niej bank.

-Była promykiem słońca w tym cholernym świecie.

-Bo była zwariowana.- uśmiecha się lekko na wspomnienie dziewczyny.

-Nietypowa.

-Inna niż wszystkie, naprawdę inna. My się w niej zakochaliśmy, walczyliśmy o względy, a ona niczego nie naprostowała.

-Popełniła samobójstwo.- sarknął Seokjin. -Jakby ta cholerna zabawa się jej znudziła i stwierdziła, że spróbuje czegoś innego.

-Nienawidzę jej i równocześnie kocham. Próbowała wyciągnąć mnie z mroku, ale gdy sama go trochę zasmakowała i stwierdziła, że jej się podoba zaczęła mnie tam wpychać z powrotem. Ciebie owinęła wokół swojego palca.

-Nie...

-Nie zaprzeczaj. Byłeś na każde jej skinienie... my obaj. Daliśmy sobie to zrobić, bo obaj byliśmy zbyt ułomni w uczuciach, żeby żyć jak zwykli ludzie.

-Soomin jest do niej taka podobna.- wzdycha brunet siadając na fotelu.

-Taak.-zgadza się z nim, bo jak się oszukiwać, gdy codziennie doświadcza się takich przemyśleń na widok córki.

-Chyba wiedziałem, że tak naprawdę nas zraniła. Możliwe, że dlatego chciałem żeby Soomin była inna.

-Ubieranie w sukienki, dziewczęce zabawy - wszystko jasne.- dotarło do niego.

-Pomyślałem, że gdy będę ją wychowywał to Anma nie zrani mnie po raz kolejny, ale wtedy Soomin dostałeś ty. Czy jej w ogóle na mnie zależało?-pyta z nadzieją w oczach i to boli, bo Yoongi nie potrafi odpowiedzieć.

-Nie wiem... Nigdy się nie dowiemy jaka była prawda.

Znów zapada cisza. Jin gładzi dłońmi uda i kreśląc palcami jakieś wzory.

-Dostałem propozycję pracy w Wielkiej Brytanii.

-Och, fantastycznie.- gratuluje mu nieco zaskoczony. -Przyjmiesz ją?

-Tak...teraz myślę, że tak.

-Teraz?-zdziwił się marszcząc brwi.

-Nie powinniśmy byli się spotkać... nigdy. Namjoon i Hoseok mieli rację.- mówi zrezygnowany. -Najlepiej będzie jeśli to spotkanie będzie naszym ostatnim.

-Ale..

-Nie, to koniec.- przerywa mu. -Koniec tego rozdziału w naszych życiach, twoim i moim. Czas się pozbierać. Nie możemy pozwolić by Anma dalej nas raniła.

-Więc..-Yoongi szuka w głowie odpowiednich słów. -Co mam powiedzieć Soomin?

-Że ją przepraszam... i.. że jeszcze się spotkamy.

-Okej..w takim razie...- Min wycofał się, bo atmosfera zrobiła się niezręczna.

-Ciebie też przepraszam.

-Ja ciebie też.- krzywy uśmiech to wszystko na co go było stać, gdy opuszczał mieszkanie kolegi.

Ciężar spadł z jego ramion i miał wrażenie, że teraz może nawet wzbić się w powietrze i nareszcie polecieć dalej.

Namjoon, tak jak obiecał, grzecznie czekał na niego w samochodzie grając w jakąś gierkę na telefonie. Uniósł głowę, gdy Yoongi zastukał w szybę.

-Cześć.-przywitał się, gdy Kim odblokował drzwi. W samochodzie było ciepło, ale pomimo tego Min zatopił nos w szaliku.

-Więc...

-Jest okej. Sprawa została wyjaśniona.

-Bardzo źle to zniósł?- Namjoon był istotą, która w głębi duszy zawsze się o wszystkich martwiła, nawet jeśli kogoś za specjalnie nie lubił.

-Wyjeżdża do Anglii. Twierdzi, że to najlepszy pomysł.

-Przykro mi... Chyba...

-Daruj sobie.- wzdycha. -Jedźmy do tej apteki, bo ci się Hoseok zakaszle na śmierć.

-Rozumiem, że mam nie drążyć tematu.- pokiwał głową.

-Dokładnie.


-Cześć kochanie.- Namjoon schylił się, aby pocałować chłopaka, ale Hoseok zakrył twarz kołdrą.

-Jemstm chury.- wymamrotał.

-Wiem.-odpowiedział czochrając jego włosy. - Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie choruje tak szybko, więc nie musisz się już tak zakrywać.

-Co tum mamoczesz?- odkrył oczy patrząc wymownie na mężczyznę.

-Nic, nic. Zahaczyłem z Yoongim o aptekę i zaopatrzyłem naszą apteczkę w kolejne leki.

-Jesteś najlepszy.- stwierdził Hoseok, gdy wydmuchał nos w jedną z wielu chusteczek leżących na łóżku. -A jak tam sprawa między nim, a Jinem?

-Chyba dobrze... Wiesz, Yoongi nie chciał o tym rozmawiać to nie drążyłem.- rozpakowywał siatkę pełną małych opakowań.-Wydawał się być przygnębiony.

-No to na pewno.

-Dodatkowo Min mówił coś o tym, że Seokjin wyjeżdża.- napomknął mimochodem Namjoon skupiając się na ulotce dołączonej do tabletek. -Możesz przyjmować dawkę dla dorosłych, no nie?

-A mam pięć lat?- prychnął. -Jak to wyjeżdża.?

-Normalnie.-wzruszył ramionami. -Upewniam się, co bym cię przypadkowo nie zabił.

-Nie zabijesz.- uśmiechnął się promiennie robiąc miejsce na kanapie dla swojego chłopaka.

-Wielka Brytania. Ponoć dostał tam jakąś propozycję pracy, czy coś. Yoongi naprawdę nie chciał o tym rozmawiać.

-Dobha.-wymamrotał biorąc od niego białe tabletki i popijając je wodą.-Więc to koniec?

-Czyja wiem...- zastanawia się przez chwilę obejmując czarnowłosego i pozwalając mu oprzeć się na swojej klatce piersiowej. -Dla Seokjina może nie, ale dla Mina na pewno.

-Powiedział już Jiminowi?

-Wiesz, Yoongi tak za bardzo mi się nie zwierza. Skąd mam wiedzieć?

-Jesteś jego pomocnikiem, może coś podsłuchałeś w firmie albo...

-Hoseok, czy ty chcesz żebym go podsłuchiwał? Przecież on by mnie zabił!!

-Wcześniej poddałby cię torturą.- zauważył.

-Wielkie dzięki, kochanie.- westchnął włączając telewizor.

-Zawsze do usług!


-Daleko jeszcze?

-Niech zgadnę, jesteś fanem Shreka?- spytał z uśmiechem na ustach blondyn spoglądając na Jimina.

-Lubię wiele filmów.- spąsowiał zapadając się w fotelu. -Patrz na drogę.

-Jest czerwone.- odparowała Soomin, która wytrwale przysłuchiwała się rozmowie starszych.

-I ty Brutusie przeciwko mnie?- sapnął Park. -Pff, nie dostaniesz prezentu na urodziny.

-Nie muszę.

-Za dobrze ją wychowałeś, Min.- brunet w końcu się poddał przyjmując do wiadomości, że nie ma sensu z nimi dyskutować.

-Nieo brażaj się.- Yoongi skupiał całą swoją uwagę na drodze i prowadzeniu samochodu, ale to nie powstrzymywało go od głupiego uśmiechania się do nadąsanego Jimina.

-Nie szczerz się tak.- fuknął brunet. -Dzieci patrzą.

-Mam siedem lat.- przypomniało wspomniane dziecko. -Jestem dorosła.

Yoongi parska śmiechem na to oświadczenie. -Kochanie, do tego to ci jeszcze daleko.

-Obrażam się, appa.

-No i masz!- powiedział z satysfakcją Jimin, gdy Soomin zaczęła kopać fotel Yoongiego.

-Uch..Soo, przestań.- poprosił córkę skręcając. -Bo zaraz w drzewo wjadę.

Dziewczynka nie posłuchała go z zawzięciem kopiąc dalej, jakby była to najciekawsza czynność na świecie. Niczym Czarna Wdowa, ze spokojem na twarzy dręczyła innych.

-Hej,Soo. Tata cię o coś poprosił.- Jimin zmarszczył brwi patrząc na dziewczynkę przez ramie. -Chyba przestaniemy oglądać filmy Marvela.

-Nie!-zaprotestowała żywo, przestając znęcać się nad fotelem.-Przepraszam.

-Dziękuję.-uśmiechnął się kiwając głową.

-Ehh,czemu ona słucha tylko ciebie?

-Szantaż.-stwierdza. -Szantaż jest zawsze odpowiedni.

-Mogłem się domyślić.- Yoongi zgasił silnik i pewnym ruchem wyciągnął kluczyk ze stacyjki. -Jesteśmy.

Przed nimi rozciągał się las pełen kolorowych liści i zielonych igieł. Między drzewami znajdowały się lekko już zarośnięte wydeptane przez ludzi ścieżki. Gdzieś z boku leżał stos śmieci i każde z nich unikało go wzrokiem.

-Łał.-westchnęła z zachwytem Soomin. Przycisnęła twarz do szyby napinając pas bezpieczeństwa. -Czemu zabierasz mnie tu pierwszy raz?- zreflektowała się.

-Bo to specjalne miejsce. Po za tym byłaś już tu kochanie, ale miałaś zaledwie rok.- tłumaczy Min, gdy wypakowywali się z samochodu.

-Jakaś tajemnica?- dopytywał ciekawy Jimin.

-Tak, ale niedługo już nią nie będzie.- uśmiechnął się lekko do niego, ale jakoś niemrawo co przyciągnęło uwagę młodszego.

-Wszystko w porządku?

-Tak.

-Jeśli...może powinienem zostawić was samych? Mogę tu poczekać.- zaproponował mierzwiąc włosy mokre od płatków śniegu.

-Nie, musisz iść. To.. w zasadzie to dla ciebie tu jesteśmy. Żebyś w końcu poznał prawdę.

-Brzmi..Mrocznie.- wzdrygnął się, ale kiwnął głową rozumiejąc przynajmniej częściowo.

W niezręcznej ciszy obwiązali Soomin szalikiem i zapieli jej kurtkę pod szyję. Dziewczynka odchyliła mocno głowę do tyłu, chcąc uniknąć zacięcia pod brodą.

-Tata, czemu zrobiło się smutno?- Soomin zmarszczyła brwi, które ledwo widoczne były pod wełnianą czapką.

-Nie jest smutno.- zaprzeczył od razu Jimin.

-Czasami musi byś trochę smutno, aby potem mogło być lepiej.- wtrącił Yoongi łapiąc dłoń córki. -Tak działa świat.

-To trochę tak jak wtedy, gdy zostałem wyrzucony z pracy przez twojego tatę, a on potem mnie zatrudnił.

-Jesteś teraz szczęśliwy, hyung??

-Tak, myślę że tak.- zaczerwienił się opuszczając głowę.

-To dobrze, bardzo dobrze.- blondyna bolały już policzki od ciągłego uśmiechania się, ale w obecności Jimina nie potrafił inaczej. Był szczęśliwy za każdym razem, gdy go widział.

Takie po prostu było już życie.


Soomin biegała od drzewa, do drzewa zbierając mokre liście i tworząc z nich coś na kształt bukietu. Kiedy była zbyt zmęczona, aby wciąż biegać, wracała do mężczyzn i łapała na zmianę to rękę taty, to rękę Jimina. Wielką radość sprawiało jej też wchodzenie w błoto i skakanie po mchu, który wydawał mokre plaśnięcia.

Yoongi wydawał się iść bez zastanowienia, jakby znał drogę na pamięć. Jimin miał wrażenie, że to on wydeptał tą ścieżkę w trawie i nawet z zamkniętymi oczami mógłby trafić do celu. To co znajdowało się na końcu było na razie tajemnicą i choć korciło, to Jimin nie zapytał już ponownie co to dokładnie jest. Ufał, że Yoongi nie wyprowadzi go w pole, bo wiedział, że rzadko mężczyzna jest aż tak spięty. Jakby zaraz na ich oczach miały rozegrać się walki o istnienie świata.

-Daleko jeszcze?

-Nie. Już.. Jesteśmy.- zatrzymał się przy kamieniu.

-Co to, tato?- Soomin uniosła głowę patrząc na twarz mężczyzny.

Jimin zrobił to samo i dzięki temu mógł zobaczyć jak przez jego twarz przechodzi tysiące emocji i uczuć. Od radości, przez złość i bezgraniczny smutek, aż po obojętność.

-To moi drodzy.- odchrząknął i starł mokre liście z kamienia,odsłaniając napisy na nim. -Jest grób Anmy.... Mamy Soomin.